Ostatnio spotkala mnie ciekawa przygoda. Jak nigdy poszlismy na cmentarz w trojke: ja, moja siostra, i moj ojciec. Nothing unusual?
Gdybys my jechali autem tak jak zwykle moze i by bylo "jak zwykle", ale tym razem ojciec pomyslal o spacerku, no to poszlismy...
W czasie drogi czy to na, czy z powrotem, byla grobowa cisza, po prostu nic, zero rozmowy. Wtedy sobie dopiero uswiadomilem, ze tak na prawde ciezko tu mowic o rodzinie, szczegolnie jesli chodzi o ojca, bo z siostra kilka slow zamienilem. Czy to jest normalne? Chyba nie, ale ten proces sie nie zaczal wczoraj, tylko on stopniowo postepowal, az do dzisiejszego stanu, czyli kilka slow dziennie.
Kiedys jak bylem maly, dziwilem sie co to moj starszy brat robi, i czemu sie tak spina z rodzicami. Dzis to juz jest wszystko dla mnie jasne, bo ze mna jest juz tak samo. Ojciec tylko sie odzywa jak trzeba o cos opierdolic, a mama albo jak trzeba dac jedna ze swoich 1000 rad, albo tez jak trzeba opierdolic. I tak sie zyje... w tej klatce. Po prostu.
Kiedys zaczalem "dyskutowac" z ojcem i mowic pewne rzeczy, ale to i tak nic nie daje, bo zawsze sie konczy, ze wszystko to moja wina, kogozby innego? Tak jak zawsze jest gadka, ze ja tylko sie soba martwie i tylko mysle o sobie, wczoraj moj ojciec widzac dobrze, ze pisze cos waznego do szkoly, przerwal mi, bo chcial zebym mu jeden fragment z gry przetlumaczyl. Ale przeciez ja mysle tylko o sobie. Chcialem juz cos powiedziec, ale skonczylo sie na: "ahhhh niewazne". Tak wiec dalem se siana, po co sie denerwowac? Kiedys bede na swoim, bede mial spokoj i mam nadzieje, bede mial taka rodzine jaka chce, po prostu. Normalna rodzine, because...
We don't have a normal family.
We never did...